Marcin Sikorski
Chińscy pisarze cierpią na specyficzną przypadłość - doskonale odnajdują się w opisywaniu tragedii, brudów oraz wad, które towarzyszą chińskiemu społeczeństwu. Ilekroć sięgają do swojej historii w jakiś magiczny sposób znajdują sposób by opowiadać o niej lekko i bezproblemowo.
Tym razem tematem stała się chęć zdobycia dominacji w obszarze sztucznej inteligencji.
I wiem, że wiele osób powie, że “przecież tu nie ma tragedii - tu są same zyski! Tu są same możliwości! Tu wszyscy na tym zyskują, prawda?!” więc o co tyle krzyku. Ano o to, że od kilkunastu ostatnich lat Chiny postawiły sobie za punkt honoru światową dominację w tym obszarze. To z kolei pociągnęło za sobą gigantyczne nakłady czasowe, ludzkie i finansowe by cel ten osiągnąć.
Omamienie ludzi wizją. Wmówienie im jaki kryje się za tym potencjał. Transfer setek tysięcy młodych do ciężkich zadań i praca ponad godzinowa. Czy to czegoś nie przypomina? Czy czasem nie wracają wspomnienia z pięcioletnich tyrad Mao?
Jasne, ja wiem - tu chodzi o zysk. Tu ludzie nie muszą ginąć w okopach. Tu nikt nie każe sterczeć wieśniakom na polach ryżowych w letnich ubraniach i pracować aż do padnięcia. Niemniej Kai-Fu Lee rysuje mroczny obrazek, na który nakłada się chiński nacjonalizm, ich bombastyczne ego oraz próba zapomnienia o trudnej i ciężko niekorzystnej dla Chin sytuacji.
AI to po prostu kolejne zadanie do wykonania. To kolejna metoda na pokazanie, że jesteśmy lepsi od reszty świata.
I chociaż nie ma tu wprost analogii do “przeskoczmy Wielką Brytanię w produkcji stali” czy “produkujmy więcej niż Stany Zjednoczone” to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z wypowiedzi Kai-Fu wylewa się przygnębiający obraz społeczeństwa goniącego za władzą, pieniędzmi i dominacją. Każdego dnia tysiące firm i startupów rodzi się i umiera bo zostaje wessana do tego szalonego pędu, z którego trudno jest się wyrwać.
Kto nie zna chińskiej mentalności będzie oczarowany, zaskoczony i podniecony myślą, że tak szybko i sprawnie można odnajdywać się w nowym środowisku. Jest tu mnóstwo dowodów na to jak Chiny same tworzą rynek do którego zapraszają graczy na światowej scenie.
To musi robić wrażenie. To musi się podobać.
Ci jednak, którzy choć trochę zaczną czytać między wierszami odkryją, że całość to ponura dystopia, w której rząd planuje wykorzystać AI do swoich własnych celów (Chińskie państwo oparte o punkty, kredyt zaufania i wartość obywatela to jeden z takich przykładów).
Dla jednych pouczająca, dla innych dająca do myślenia lekcja pokory, która płynie wprost z Chin.
Osobiście polecam tę lekturę bo jest ona fenomenalnie napisana i obrazuje jak szybko zmienia się społeczeństwo XXI wieku. Jak zmienia się mentalność i znaczenie pracy fizycznej. Jak w tym wszystkim wpasować uniwersalną pensję. Jak zająć się pracownikami-nomadami, którzy będą musieli szukać nowej pracy z dala od swego miejsca zamieszkania. Jak wyglądać będą nadchodzące bitwy o klienta. A przede wszystkim jak AI ukształtuje Chiny XXI wieku.
Rewelacyjna pozycja warta każdej poświęconej na przeczytanie sekundy.