Marcin Sikorski
“Bojowa pieśń tygrysicy” to opowieść o chińskim rodzicielstwie. O tym w jaki sposób rodzice myślą na temat swoich pociech i w jaki sposób kształtują ich przyszłość. To opowieść, w ramach której, poznajemy jak chińska matka - siłą, krzykiem, złością - zmusza swoje córki do stania się muzycznymi geniuszami. Nawet jeśli miałoby to kosztować ją (a może i je?) własne zdrowie, tak fizyczne jak i psychiczne.
Książką ta w idealny sposób wyjśnia zafiksowanie Chin na punkcie nieskazitelności i doskonałości. Autorka stara się wyjaśnić czemu dzieci są jej własnością, z którą może robić co JEJ się żywnie podoba. Dziecko nie ma prawa do buntu, nie ma prawa do krytyki, nie ma prawa do wątpliwości. Zadaniem dziecka jest sprawianie satysfakcji swoim rodzicom. Pokazywanie jak wspaniale idzie mu na wszystkich frontach - ocen w szkole, wyników sportowych, kółek zainteresowań. Dziecko ma być doskonałe i nie popełniać jakichkolwiek błędów. Błędy oznaczają, że jest ułomne, słabe i za mało przykłada się do nauki. Błędy są zatem niedopuszczalne.
Szalona, pokrętna mentalność chińskich rodziców, którzy uważają, że mogą wszystko, zasłaniając się troską o przyszłość swojego dziecka. Problem w tym, że spełniają oni swoje własne, młodzieńcze aspiracje, i wykorzystują fakt, że dziecko jest kolejnym sposobem na zyskanie szacunku, twarzy i uznania wśród innych.
Wylewa się z tej opowieści swoisty zamordyzm. Zmuszanie latorośli do robienia tego co rozkaże władza. Pozbawienia go wolności, niewinności, zabawy. Liczą się rezultaty, liczą się wyniki, liczy się praca. I przez to nabieramy wrażenia, że sytuacja przedstawiona w książce jest tak nietypowa, osobliwa i skrajnie skomplikowana. Sęk w tym, że tak działają wszyscy chińscy rodzice.
To ludzie przesiąknięci ideą bycia najlepszym. W 1,5 miliardowym narodzie ciężko o bycie numerem jeden w jakiejkolwiek kategorii, więc im wcześniej pomożemy swojemu dziecko tym większą ma ono szansę odnieść sukces. Tyle, że tym sposobem trafiamy na taśmociąg zmierzający do celu, którego sami nie obraliśmy. I stąd potem rodzą się te wszystkie frustracje, brak zrozumienia, alienacja, wyobcowanie i problemy ze światem. Spłycenie relacji, zniszczenie wartości, zastąpienie życia szarą egzystencją.
Nie ma co winić autorki za to, że pokazała od kuchni jak wygląda chińskie wychowanie dzieci. Nie ma co krytykować jej za to, że zrobiła szczery rachunek sumienia dotyczący wartości, które uznaje za słuszne. Nie ma co doszukiwać się w jej działaniach czegoś złego tylko dlatego, że wychowuje swoje dzieci inaczej niż Zachód.
Zamiast tego lepiej jest przeczytać tę książkę i spróbować pojąć dlaczego dorośli Chińczycy zachowują się tak, a nie inaczej.
Tytuł wart jest przeczytania pod warunkiem, że zasiądziemy do niego z otwartym umysłem i chęcią by pojąć, że specyficzne wychowanie dzieci czyni Chińczyków tym kim są obecnie.