Marcin Sikorski
Sztuczna Inteligencja czyha na mój zawód – tak oto zaczyna
się jeden z ulubionych mitów, który przywoływany jest ilekroć podejmowana jest dyskusja
na temat AI.
A, że zabierze moją pracę.
A, że mnie skrzywdzi.
A, że nie będziemy jej w stanie kontrolować.
Autorzy tej książki mieli najwyraźniej dość słuchania tych
bredni i zabrali się za rozbijanie istniejących lęków próbując uzmysłowić czytelnikowi,
że AI to istotny element naszego życia, którego wręcz potrzebujemy, a nie zło,
którego trzeba za wszelką cenę unikać.
Tym oto sposobem konfrontowani jesteśmy z ideą smart firm, w
których większość wykonywanych zadań to w istocie seria powtarzających się
zadań pozbawionych emocjonalnego bagażu. Proste, mikro czynności, które powinien
wykonywać za nas automat. Zadania, które nie mają nic wspólnego z empatią,
kreatywnością, za to powtarzalnością i nudą, która zabija pracowników od
wewnątrz.
Czytamy o tym jak dzięki sztucznej inteligencji udało nam
się zredukować ludność pracującą na roli z 80% (na początku XIX wieku) do około
2% (w roku 2020) i w jaki sposób technologia sprawia, że możemy wyżywić coraz
liczniejszą populację na świecie coraz lepszymi metodami.
Dowiadujemy się jak istotnym zagadnieniem jest podpięcie
każdej możliwej branży (szkolnictwo, medycyna, prawo, bankowość) pod sztuczną
inteligencję po to abyśmy odkrywali coraz to nowe pokłady danych, które uczynią
nasze życie wygodniejszym i przyjemniejszym.
I wszystko byłoby super gdyby nie to w jaki sposób
przedstawione są te tematy i zarazem kolejne rozdziały.
Autorzy skaczą między pomysłami i rzucają na lewo i prawo
ciekawymi koncepcjami ale co z tego skoro na żadnej nie zatrzymują się na
dłużej.
Co z tego, że analizujemy sposoby na to by wdrożyć w naszej
firmie AI, które przyjmie się już w pierwszych miesiącach.
Co z tego, że opisujemy najczęstsze przypadki porażek projektów
wynikające z nie zrozumienia jak działają meandry sztucznej inteligencji.
Co z tego, że podane są charakterystyki trzech zwalczających
się obozów – dystopistów, utopistów, pragmatyków – i tego jak prowadzić między
nimi dyskusję o to kto ma rację.
Po paru stronach rozdział się zamyka i przeskakujemy do kolejnego.
I tak co chwila.
Nie zrozummy się źle. To nie jest tak, że jest to zła książka,
której na siłę można coś zarzucić. Napisana jest lekko, czyta się to to bez
większego problemu i zawahania ale jest to taka ciepła, wesoła klucha, która
zasila bank tytułów „o wszystkim i o niczym”, które właściwie są dobre dla każdego
czyli dla nikogo.
Takie tam kolorowe pitu-pitu do poduszki, które można bez
większego problemu wchłonąć jako zbiór ciekawostek. Bo to, że można przeczytać np.
historię Edwina Buddinga, który w 1827 roku wymyślił kosiarkę i sprawił, że 200
lat później sportowcy mogą zarabiać miliardy dolarów jest istotnie ciekawe, szczególnie
z perspektywy IoT i AI, które dziś mogą kształtować rzeczywistość na kolejne
dekady w podobny sposób jak jego kosiarka. Ale jeśli tylko zapragniemy
dowiedzieć się czegoś więcej to tematowi ucinany jest łeb i mierzeni jesteśmy z
kolejnym zagadnieniem.
Jako abstrakcyjny zbiór idei pozycja zatem się nawet jakoś
broni. Ale jako merytoryczna książka poświęcona AI zapewne nigdy do niej nie wrócimy.