Chiny

Czemu Chińczycy kradną moje dane - część 1

21 kwietnia 2020

Bo mogą.

(kurtyna opada).

No cóż… życie nie jest aż tak proste, a odpowiedź nie jest aż tak krótka. Sądziłem, że uda mi się rozwikłać to intrygujące pytanie w kilka minut, a spędziłem nad nim kilka dni. Pozornie myślałem, że wszystko rozbija się o chęć zdobycia dominacji, bogactw i sławy ale szybko okazało się, że jestem w błędzie.

Wielowarstwowość tego zagadnienia potrafi przytłoczyć, a ja szybko przekonałem się, że aby móc zrozumieć sens chińskich włamań (po co to robią, dlaczego, w jaki sposób) będę musiał poznać umysł samego Chińczyka, towarzyszące mu zaplecze kulturowe i historyczne. 

Potem będzie już tylko z górki.


UMYSŁ CHIŃCZYKA

Umysł typowego Chińczyka składa się z trzech elementów:

  • Głęboko zakorzenionego konfucjanizmu
  • Mianzi - kultu honoru (“twarzy”)
  • Guanxi - kultu relacji

Kim był Konfucjusz przedstawiać nie zamierzam. Dość powiedzieć, że jego kult i nauki są ekstremalnie mocno zakorzenione w świadomości narodu.

Jest on tak zakorzeniony, że to właśnie konfucjanizm sprawia, że Chińczyk m.in. przestrzega hierarchii władzy tzn. szef stoi wyżej niż zwyczajny robol i żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy spłaszczać swej relacji; decyzje podejmuje się w grupie, a indywidualna postawa jest mocno tłamszona przez wspólnotę; czas biegnie linearnie co oznacza, że nigdy go nam nie zabraknie i możemy zawsze później zająć się istniejącym problemem, a wartość edukacji i posiadanego doświadczenia są ultra istotne dla każdego chińskiego obywatela.

To tak na początek.

Potem dochodzi nam mianzi, którego nie da się dobrze przetłumaczyć lub zdefiniować. To jest niematerialna i niepisana norma, która reguluje relacje chińskie. Ujmijmy to zatem tak - twarz jest niczym honor i opinia, której wolisz nie tracić. Jesteś bowiem częścią najwspanialszego narodu na świecie więc dumnie reprezentuj go za granicą. Pokazuj swoje kompetencje, bądź dumny ze swego pochodzenia i nigdy nie okazuj braku wiedzy lub doświadczenia.

Stąd te chińskie zabawy w niejasne sformułowania, słowne gierki i jawne kręcenie. Masz nie dopuścić do utraty twarzy więc idź w zaparte do oporu.

No i na to nakłada się jeszcze guanxi czyli nasze swojskie “konotacje i znajomości”. 

Masz je? Możesz zatem wiele. 

Chcesz je zdobyć? Musisz pokazać, że jesteś ich godzien wyświadczając przysługi.

No dobra… ale co to ma wspólnego z włamaniami? Spokojnie, spokojnie… zaraz do tego dojdziemy.

Żyjąc w duchu tych wartości Chińczycy wykształcili w sobie jeszcze jedną interesującą cechę, która definiuje ich tożsamość narodową - chiński nacjonalizm.


CHIŃSKI NACJONALIZM

Według oksfordzkiego słownika nacjonalizm definiowany jest jako sentyment patriotyczny; patriotyzm z kolei jako chęć ochrony sukcesu narodu i niezależności, z którymi identyfikuje się dana osoba.

Chiński nacjonalizm nie ma jednak nic wspólnego z łysolami, którzy naparzają bogu ducha winnych obcokrajowców. W tym przypadku jest on dużo subtelniejszy i delikatniejszy koncentrując się na idei przywrócenia Chin do dawnej  wielkości sprzed późnej ery Qing i upadku systemu cesarskiego.

I nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem.

Widzisz, patriotyzm różni się od nacjonalizmu, ponieważ zwykle dotyczy osób z pewnym poczuciem odpowiedzialności zarówno wobec narodu, jak i partii. Nacjonalistyczni zaś mogą być niemal wszyscy

A, że każdy czuje potrzebę udowodnienia, że żyje i jest obywatelem najlepszego (w ich mniemaniu) kraju to i starania są dość wymowne - jedni zdobywają medale na olimpiadach, inni wygrywają granty i kontrakty, a jeszcze inni… no cóż… w tym przypadku nie trudno o niezliczoną rzeszę hakerów, którzy za wszelką cenę pragną zdobyć wiedzę, którą mogliby wspomóc swój kraj.

Tym sposobem, na naszych oczach, urodził się swego rodzaju haktywizm, którego reprezentantami są członkowie grup APT: Green Army, China Eagle Union i Hongke.

Czym są jednak haktywiści i grupy APT?


HAKTYWIŚCI - ZDOLNI IDIOCI

Jak można przeczytać w książce Śmierć przez Chiny - Petera Navarro:

Haktywiści - Ci młodzi hakerzy są tolerowani ... pod warunkiem, że nie przeprowadzają ataków wewnątrz Chin. Są rodzajem użytecznych idiotów dla reżimu pekińskiego.(...) Pekin nie opowiada się za klasycznymi metodami stosowanymi przez inne duże służby wywiadowcze, polegającymi na ścisłej kontroli nad kilkoma głęboko zakopanymi i cennymi agentami. Zamiast tego wykorzystuje rozległą, zdecentralizowaną sieć, która zatrudnia chińskich studentów, biznesmenów i delegacje w Stanach Zjednoczonych, i atakuje Amerykanów chińskich przodków jako potencjalnych rekrutów szpiegowskich

Innymi słowy są to grupki, które uważają się za aktywistów chcących uprzykrzyć życie zagranicznym koncernom przy jednoczesnym wykradaniu ich dorobku intelektualnego. Ten trafia następnie do rządu chińskiego (a jakże), a zdolni idioci uhonorowani są bzdurnymi nagrodami i tytułami.

Tzn. bzdurnymi z perspektywy długofalowych konsekwencji. O ile bowiem tymczasowa chwała, dobra nagroda finansowa, pochwała ze strony wysokich rangą grup  i popularność wśród kobiet są bez wątpienia dobrymi kartami przetargowymi tak w przypadku złapania takich członków wszyscy grzecznie umywają rączki i udają zdziwienie. I tak na nich miejsce czeka sztab kolejnych młodych-gniewnych, którzy spróbują swych sił w myśl zasady “mnie się uda bo jestem dużo sprytniejszy”.

Sam temat haktywizmu mimo wielu ataków jest jednak pomijany przez media. 

Po co wspominać tak istotne tematy?

Lepiej jechać sprawdzonym tonem - opowiedzieć o Chinach jedynie (albo raczej) w kontekście relacji z Trumpem, mówiąc o tym jak bardzo oba kraje „nie do końca się ze sobą dogadują”, jak prowadzą wojny walutowe i handlowe oraz opowiadając o wpływie ich kłótni na gospodarkę świata. Takie kolorowe pitu-pitu do zapchania ramówki. Przecież gdzie leży Polska, a gdzie Chiny? Kogo mogłoby to interesować?

O Chinach mówi się zatem niechętnie, w negatywnym kontekście albo w ramach azjatyckiej „ciekawostki” aby zapchać czymś czas antenowy wieczornego wydania wiadomości. 

Po co merytorycznie opowiedzieć o tym potężnym kraju, który posiada dalekosiężne plany dotyczące realizacji celu bycia “światową gospodarką numer jeden”. Kraju, który jest głodny zmian, nowości, nieustannego rozwoju i ogólnej dominacji (szczególnie technologicznej). Kraju żyjącego w nieustannym wyścigu szczurów. 

Po co mówić o państwie drapieżczym, które dąży do realizacji egoistycznych celów kraju absolutystycznego maksymalizującego swe wpływy pozostające do wykorzystania przez władzę. Wpływy, które mają roztaczać się nie tylko na fizyczny świat lecz również, a być może przede wszystkim, cyfrowy.

I weź tu teraz jeszcze rozdrabniaj się na jakiś temat haktywizmu.

Z tego co pamiętam ostatnim razem media poruszyły ten temat w ramach wspomnień dotyczących operacji Aurora. Był to systematyczny atak na jedną z najbardziej wyrafinowanych firm technologicznych na świecie - Google - wraz z ponad 200 innymi amerykańskimi firmami (Adobe, Dow Chemical, Morgan Stanley, Northrup Grumman). Był to atak przeprowadzony przez coś, co nazwano „pojedynczym podmiotem zagranicznym złożonym z przedstawicieli chińskiego państwa lub jego pełnomocników”, a które okazało się grupą APT działającą na zlecenie rządu chińskiego.

Rzecz jasna ze względu na ogólny charakter ich działań wiele z dowodów, które krąży w sieci operuje na zasadzie domysłów i przypuszczeń, więc należy tu zachować swego rodzaju dozę “zwątpienia” dotyczącą tego ile osób wysokiego szczebla (czytaj. partia) może być zamieszanych w tę szpiegowską degrengoladę. Niemniej fakt jest taki, że ktoś dokonywał tych włamań i wszystkie ataki wychodziły z Chin.


SZPIEG TAKI JAK JA

„Szpiegostwo gospodarcze Chin osiągnęło poziom nie do zniesienia i wierzę, że Stany Zjednoczone i nasi sojusznicy w Europie i Azji mają obowiązek stawić czoła Pekinowi i domagać się tego by położył on kres piractwu. Pekin prowadzi masową wojnę handlową, w której powinniśmy zebrać się razem, aby wywierać presję, aby zaprzestali swych działań. Tylko we wspólnocie będziemy mieli znaczący wpływ oraz dyplomatyczną i ekonomiczną dźwignię nad Chinami aby położyć kres tej pladze.” 

Tymi oto słowami w 2011 roku Mike Rogers rozpoczął jedno ze swoich przemówień, w którym skierował swój niepokój na temat chińskich hakerów oraz tempa i skali włamań, który dokonywali oni każdego dnia.

Miał on na myśli jednostki zwane potocznie APT (Advenced Persistant Threat), które działają na terenach krajów posługujących się nielegalnymi metodami wywiadowczymi. Iran, Północna Korea, Rosja, Chiny - to tylko kilka miejsc, w których działają grupy szpiegowskie, których jedynym celem jest szpiegostwo wywiadowcze.

Rzecz jasna najwięcej z nich działa na terenie Chin, a ich przechwycone informacje i dane służą rządowi i lokalnemu rynkowi by nieco “przyspieszyć” rozwój różnorakich dziedzin gospodarki.

I, będąc szczerym, nie niepokoiło by mnie to zbytnio (powiedzmy) gdyby nie to, że wiele ataków skierowanych jest właśnie na obszar internetu Rzeczy czyli technologię, która jest bliska memu sercu.

Najgorsze w tej sytuacji jest jednak to, że Chińczycy postawili sobie za punkt honoru by udowodnić światu, że są w stanie dokonać niemożliwego - pokazać, że można mieć monopol informacyjny.

A wszystko to wynika z ich chorego nacjonalizmu.

  • linkedin
  • twitter
  • facebook

Podziel się

Dołącz do dyskusji