Marcin Sikorski
Świat technologicznych
cudów zmienia się w szalonym tempie zaś na naszych oczach dokonują się kolejne,
małe i duże, rewolucje technologiczne.
Blockchain, chmury,
adaptacyjne sensory, sieć 5G, fuzja danych, elektryczne samochody,
drony,internet rzeczy - to tylko niektóre z setek przykładów na to jak bardzo
futurystyczna i niezwykła rzeczywistość otacza nas na co dzień. Możemy tego nie
dostrzegać, możemy to w pewien sposób ignorować, możemy to uznawać za
codzienność. Ale ten niezwykły świat jest tu i teraz. Staliśmy się technologicznie
zaawansowaną cywilizacją, w której dane stały się złotem XXI wieku podczas gdy
my mamy dostęp do rozwiązań, które nie śniły się naszym przodkom.
Ale właśnie - czy nie
śniły?
Znane są przecież przykłady futurystycznych opowieści pokroju Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya, w którym rokował on, że będziemy przytłoczeni dostępnością informacji. Patrząc Wstecz Edwarda Bellamy, który już w XIX wieku opisywał istnienie czegoś przypominającego zachowaniem i wyglądem współczesne karty kredytowe. Czy może Neuromancer Williama Gibsona, który z niezwykłą precyzją opisywał możliwości czegoś co nazwać moglibyśmy siecią lub Internetem.
CO PRZYNIESIE 2018?
Nie wspominam tu o tych pozycjach dlatego, że staram się udobruchać książkowych melomanów, którzy potrafiliby zapewne podać i setkę innych futurystyczno-utopijnych tytułów, z których wylewa się niezwykle dokładny obraz odzwierciedlający naszą teraźniejszość. Robię to dlatego by zapytać Cię czy miałeś kiedykolwiek do czynienia z książką zwaną W kierunku roku 2018? Jest to z wielu względów niezwykły twór literacki, któremu postaramy się przyjrzeć.
Napisany w 1968 roku przez kilkunastu najwybitniejszych naukowców, myślicieli, profesorów, technologów i filozofów tytuł to interesujący ślad w cywilizacyjnym dorobku ludzkości. Wszystkie te osoby, zebrane w jednym miejscu i czasie w jednym tylko celu, wspólnie zastanawiały się nad kierunkiem rozwoju ludzkości, nad tempem którym kroczymy i naszą postawą wobec świata i nas samych. Zastanawiali się po to by odpowiedzieć na jedno kwapiące pytanie - co przyniesie nam jutro?
Z perspektywy czasu śmiało można powiedzieć, że Ich wizje oraz teorie balansowały pomiędzy szalonymi wizjami, dojrzałymi przewidywaniami, naiwnymi chęciami i wątpliwymi strzałami.
Z jednej strony dostrzegali ogromny potencjał w gwałtownej poprawie komunikacji i informatyki wierząc, że technologia i sposób dostarczania wiedzy sprawi, że informacja będzie na wyciągnięcie ręki i połączy nas wszystkich na świecie w dotychczas niespotykany sposób i skalę. A mimo to nie przewidzieli oni natychmiastowości informacji, wzrostu automatyzacji i miniaturyzacji w wielu dziedzinach naszego życia.
Prawidłowo
przewidywali poprawę wydajności rolnictwa oraz handlu energią, a mimo to nie
wyobrazili sobie, że będzie istnieć biotechnologia, ekologiczna energia oraz
pojazdy elektryczne. Futurysta Herman Kahn uważał wręcz, że zabraknie nam
naturalnych zasobów, a całą energię będziemy czerpać tylko i wyłącznie z
reaktorów nuklearnych.
Zbyt dużo nadziei pokładali w Stany Zjednoczone, które jawiły im się jako raj, który “rozleje” się na cały świat chroniąc go pod swoim amerykańskim parasolem. Co 12 obywatel Stanów będzie milionerem, ludzie wyeliminują niedostatek, a Stany będą wzorem demokratycznym dla reszty świata. Póki stany będą numerem jeden cały świat będzie numerem jeden. Żaden z naukowców nie przewidział jednak dynamicznego rozwoju Chin, tempa zmian, które nastąpią w azjatyckiej transformacji ostatnich kilkunastu lat i tego, że Stany pogrążą się w swojej genderowo-kulturowej wojence, która trwa w najlepsze.
Przewidzieli, że wzmocni się tempo i szybkość zachodzących zmian i do pewnego stopnia zaostrzą się różnice terytorialne i kulturowe wokół nas jednak żaden z nich nie przewidywał wojny w Bośni, Kosowie, Afganistanie, Iraku, globalnej walki z terroryzmem czy upadku Związku Radzieckiego.
Takich przewidywań trendów, zmian i następstw jest rzecz jasna dużo więcej i czyta się je niezwykle ciekawie z perspektywy “człowieka przyszłości”, który spogląda na to jak wyobrażano sobie przyszłą dekadę w latach gdy w Ameryce wciąż panowały zamieszki po zamachu na Martina Luthera Kinga, a duch Zimnej Wojny unosił się po ulicach miast.
Można patrzeć na to z
perspektywy wszechwiedzącego, najmądrzejszego bytu, który myśli sobie “boże,
jacy ci ludzie byli naiwni i dziecinni”, krytykując i śmiejąc się z tego dopóki
dopóty nie dostrzeżemy, że w tej samej książce nie zabrakło przerażająco
dokładnych opisów pokroju:
Do 2018 r. badacz siedzący przy swojej konsoli będzie mógł zestawić opis zakupów konsumenckich (z ich rejestrów sklepowych) przez osoby o niskim IQ (z ich rejestrów szkolnych), które mają np. bezrobotnego członka rodziny (z ich rejestrów zabezpieczenia społecznego) czyniąc z tymi danymi co uzna za stosowne. Będzie miał do tego pełną zdolność technologiczną ale czy będzie miał do tego moralne prawo?
Elektronika może
zrewolucjonizować edukację, ale raczej nie rozwiąże problemów ludzkiej
słabości. Co więcej oddanie łączności szerokopasmowej, telefonów obrazowych i
natychmiastowego komputerowego wyszukiwania w ręce prywatnych organizacji jest
jak przekarmianie grubego człowieka. Zbyt optymistyczne jest nasze założenie,
że te same technologie pociągają za sobą możliwość rozsądnego ich
wykorzystania. Stosowanie technologii, podobnie jak wszystkie ludzkie wysiłki
przynosi słodko-gorzkie owoce. Jak wpłynie to na nas samych?
Kilka lat później, w
roku 1983, poproszono Isaaca Asimova, znanego futurystę i pisarza, by na
podobnych zasadach określił świat w 2019 roku.
Powiedział on wówczas:
Komputeryzacja będzie niewątpliwie kontynuowana. A skomputeryzowany obiekt mobilny przeniknie do naszego domu zaś rosnąca złożoność społeczeństwa uniemożliwi życie bez tej technologii. Komputery zakłócą nawyki pracy i zastąpią stare prace tymi, które są radykalnie inne. Robotyka i automatyzacja zabije rutynowe zadania urzędnicze oraz te na linii montażowej. Będzie musiała nastąpić ogromna zmiana w naturze edukacji, a całe populacje będziemy musieli uczynić takimi, które znają się na komputerach i radzą sobie z zaawansowanym technologicznie światem.
Aha! Czyli mamy pewien
dowód na to, że Internet Rzeczy śnił się niektórym futurystom i myślicielom.
Może odrobinę prosto i niewyraźnie ale jednak śnił.
Żeby jednak było
jeszcze ciekawiej warto w tym momencie zrobić kolejny krok w stronę przeszłości
i dokopać się do fenomenalnego artykułu pochodzącego z lipca 1945 roku
zatytułowanym As we may think, a w którym to naukowiec Vannevar Bush
pisał następująco:
Rozważ przyszłe urządzenie do indywidualnego użytku, które jest rodzajem zmechanizowanego prywatnego pliku i biblioteki. Potrzebuje dla niego nazwy, więc uznajmy, że nazwę je „memex”. Memex to urządzenie, w którym osoba przechowuje wszystkie swoje książki, zapisy i korespondencję, i które jest tak zmechanizowane, aby można było z niego korzystać z niezwykłą szybkością i elastycznością. Jest to powiększone uzupełnienie naszej pamięci.
Składa się z biurka (...) Na górze znajdują się skośne, półprzezroczyste ekrany, na których można wyświetlać materiał w celu wygodnego czytania. Jest klawiatura oraz zestawy przycisków i dźwigni (...).
Większość zawartości memex jest kupowana na mikrofilmie gotowym do włożenia. Książki wszelkiego rodzaju, zdjęcia, bieżące czasopisma, gazety są w ten sposób pozyskiwane i wpuszczane na miejsce. Korespondencja biznesowa podąża tą samą ścieżką. Na szczycie memexu znajduje się przezroczysta płyta. Na niej umieszczane są długie notatki, zdjęcia, zwykłe notatki, wszelkiego rodzaju materiały. Gdy jedno jest na swoim miejscu, naciśnięcie dźwigni powoduje sfotografowanie jej na następną pustą przestrzeń (...).
Oczywiście przewidziano weryfikację zapisu według indeksowania. Jeśli użytkownik chce zapoznać się z określoną książką, stuka jej kod na klawiaturze, a strona tytułowa książki natychmiast pojawia się przed nim, wyświetlana na jednym z jego pozycji do oglądania. Często używane kody są mnemoniczne, dlatego rzadko przegląda książkę kodów; ale kiedy to zrobi, jedno naciśnięcie klawisza wyświetla go na jego użytek. Ponadto ma dodatkowe dźwignie. Po odchyleniu jednej z tych dźwigni w prawo, przegląda przed sobą książkę, a każda strona jest z kolei wyświetlana z prędkością, która pozwala tylko na rozpoznanie spojrzenia. Jeśli odchyli ją bardziej w prawo, przechodzi przez książkę po 10 stron na raz; jeszcze dalej na 100 stronach jednocześnie. Odchylenie w lewo daje mu taką samą kontrolę do tyłu.
Specjalny przycisk przenosi go natychmiast na pierwszą stronę indeksu. Każda książka z jego biblioteki może więc zostać przywołana i skonsultowana ze znacznie większą łatwością niż gdyby została wzięta z półki. Ponieważ ma kilka pozycji projekcji, może pozostawić jeden element na pozycji, podczas gdy wywołuje inny. Może dodawać marginalne notatki i komentarze, korzystając z jednego możliwego rodzaju fotografii, a nawet może być ustawiony tak, aby mógł to zrobić za pomocą rysika, takiego jak teraz jest stosowany w telautografie widzianym w poczekalniach kolejowych, po prostu działa tak jakby miał przed sobą fizyczną stronę.
TECHNOLOGICZNA MAGIA
Niezwykły to opis biorąc pod uwagę, że DARPA dopiero w 1973 roku pokaże światu projekt zwany Internetem.
Co mniej jednak jeszcze bardziej ciekawi, zachwyca i jednocześnie przeraża to dalszy fragment, który zadziwiająco dokładnie opisuje swego rodzaju prymitywny ciąg blockchain. Tak się bowiem składa, że Memex miał stanowić swego rodzaju maszynę do łatwiejszego dostępu do wiedzy, a co więcej do dzielenia się nią w nowy sposób. Miał umożliwiać kooperację na plikach, które byłyby potem redystrybuowane po świecie. Miał stać się nowym symbolem edukacji i dzielenia informacji wśród ludzi.
Posłuchaj co miał on do powiedzenia na ten temat:
Gdy użytkownik buduje ślad, nazywa go i podpisuje indywidualnie, a następnie wstawia do swojej książki kodów i naciska na klawiaturze potwierdzenie. Przed nim są dwa elementy, które należy połączyć rzutowane na sąsiedniej pozycje widokowe. Na dole każdego z nich znajduje się kilka pustych spacji kodu, a wskaźnik jest ustawiony, aby wskazać jedną z nich na każdym elemencie. Użytkownik stuknie pojedynczy klawisz, a elementy zostaną trwale połączone. W każdej przestrzeni kodowej pojawia się słowo kodowe. Poza widokiem, ale także w przestrzeni kodu, wstawiany jest zestaw kropek do przeglądania fotokomórek; a na każdym elemencie kropki według pozycji oznaczają numer indeksu drugiego elementu.
Następnie, w
dowolnym momencie, gdy jeden z tych elementów jest widoczny, drugi można
natychmiast przywołać, po prostu naciskając przycisk poniżej odpowiedniej
przestrzeni kodowej. Co więcej, gdy wiele przedmiotów zostało w ten sposób
połączonych w celu utworzenia szlaku, można je kolejno przeglądać, szybko lub
powoli, poprzez odchylenie dźwigni stosowanej do przewracania stron książki. To
tak, jakby przedmioty fizyczne zostały zebrane z szeroko oddzielonych źródeł i
połączone w jedną nową książkę. To więcej, bo każdy przedmiot można połączyć w
wiele szlaków.
Intrygujące? A i owszem!
UMYSŁ ZAKLĘTY W KOMPUTERZE
Oczywiście jeśli ktoś
chce być jeszcze bardziej zaskoczony precyzyjnością dotyczącą smart rozwiązań
zawsze może sięgnąć po tytuł The Age of Spiritual Machines: When Computers
Exceed Human Intelligence od Raya Kurzweila, który przewidział takie
“banały” jak choćby ogólny dostęp do Internetu, VR, biotechnologię czy
nanokomuptery.
Jak pisał w swych książkach na temat rozwoju technologii:
PRZYSZŁOŚĆ NA WESOŁO
Nie zamierzam kończyć
materiału w posępny sposób. Wręcz przeciwnie. Pragnę opowiedzieć o jeszcze
jednej “futurystycznej” książce, która z kolei napędzała moją wyobraźnię na
temat tego co wydarzy się w przyszlości gdy byłem jeszcze nastolatkiem.
Mowa tu o mało znanej
pozycji Przyszłości według Dilberta artysty Scotta Adamsa.
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych rysowników komiksowych na świecie, który stworzył jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci komiksowych na świecie napisał również kilkanaście książek o różnorodnej tematyce. Niemal wszystkie mają mocno humorystyczny, parodystyczny wydźwięk z czego najmocniej da się go wyczuć właśnie w w/w tytule, który, jak przystało na dobrą parodię, nosi podtytuł “Na skrzydłach głupoty w XXI wieku”.
Książkę tę Scott
napisał w 2000 roku z założeniem pozostawienia przyszłym pokoleniom
żartobliwych przepowiedni dotyczących ich przyszłości. Niemal na każdej stronie
da się wyczuć jego lekki, żartobliwy ton dotyczący naszych przywar, wad i skaz
i tego, że technologia wcale nie sprawi, że nagle staniemy się lepsi, a nasze
życia łatwiejsze. Będziemy wiecznie brnącymi po omacku istotami, które uważają
siebie za pępek świata i najlepszą wersją ze wszystkich żyjących pokoleń.
Dwie dekady później książka ta nie straciła niczego ze swego żartobliwego sznytu, a wracam do niej dlatego, że wśród 65 przepowiedni zawartych w tytule znalazło się kilka, które przerażająco mocno wpływają na moją wyobraźnie:
Może to ślepy traf, może efekt Forera (zwany również efektem horoskopowym), a może mieszanka geniuszu i szaleństwa - nigdy nie wiadomo tak do końca. Wiem jednak, że z zaciekawieniem wracam do tego typu książek, które w pewien sposób starały się ocenić przyszłość, w której przyjdzie nam żyć. Usilnie kreśliły ramy nowego świata, w którym otoczeni jesteśmy niezwykłymi technologiami i doznaniami. Bez względu czy miała to być utopijna czy dystopijna przyszłość.
Któż z nich mógł jednak przypuszczać, że nasz świat będzie najmocniej zespolony właśnie z technologią. Technologią, która zmienia się w niebywałym tempie.
Dekadę temu nie istniały jeszcze takie pojęcia jak Airbnb, Spotify, Lyft, Whatsapp, Instagram, Uber, Android, Chrome czy iPad. Dwie dekady temu nie istniały takie zawody jak kierowca ubera, Social Media Manager, Specjalista Cloud, App Developer, Operator Drona, Specjalista SEO, Analityk Sieci czy też Specjalista UX.
Daje to do myślenia.
Zamiast jednak z niepokojem patrzeć w przyszłość, w chwilach zwątpienia, przypomnij sobie jednak słowa Marka Aureliusza, który pisał:
Nie niepokój się o przyszłość. Staniesz bowiem tam, gdy będzie potrzeba, uzbrojony w ten sam rozum, którego pomocy zażywasz wobec wypadków bieżących.