Marcin Sikorski
„Chiny w dziesięciu słowach” to osobliwe, acz poetycko piękne, vademecum dotyczące Kraju Środka.
Yu Hua w intymny sposób, obnażając się ze swojego życia i dzieciństwa, przedstawia Chiny pozbawione jakiegokolwiek makijażu.
Chiny, w których ludzka masa jest traktowana jako nic nieznaczący element służący spełnianiu partyjnych marzeń.
Chiny, w których od zawsze istniał jeden władca, który trzymał cały naród za mordę i brutalnie wtłaczał im to co mogą mówić, robić i myśleć tłamsząc jakiekolwiek przejawy indywidualizmu oraz wolnego myślenia.
Chiny, w których sztuka czytania i pisania została zabita przez komunistyczne działania i idącą za nią narrację.
Chiny, w których rewolucja zniewolenia co kilka lat powraca z nowymi formami terroru i prześladowań by zamykać coraz szczelniej obywatelską niezależność.
Chiny, w których nierówności społeczne pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi rosną w zastraszającym tempie i nic nie zapowiada by miało ulec to poprawie.
Chiny, w których nieudolne kopiowanie i okradanie własności intelektualnej stało się normą, a wszelkie próby przyłapania na gorącym uczynku kończą się głośnym krzykiem o prześladowaniu przez Zachód.
Chiny, w których możesz, i powinieneś, kłamać i łżeć na każdy temat tak długo jak gotów jesteś dzięki temu odnieść sukces. Bo przecież liczy się zysk, a nie zasady.
By zrozumieć współczesne Chiny, w całej pokrętnej okazałości, niezbędne jest zapoznanie się z tą książką. Tytułem, który jest niezwykle gorzki, brudny i odpychający. Jest taki gdyż i takie są Chiny kiedy pozbawimy je całego splendoru i propagandy sukcesu, którymi omamiły świat. Przestają objawiać się jako pracowita fabryka świata, która kilkukrotnie pokazała jak wygląda gospodarczy cud. Przestają zaskakiwać swoją różnorodnością kulinarną, historyczną oraz kulturową, które tak mocno mają przyciągać turystów i onieśmielać niedowiarków. Przestają fascynować rozległością terenów i krajobrazów oraz chwytającymi za serce widokami. Zamiast tego dostrzegamy miejsce, które zniewala swoich obywateli, wtłaczając im do głów puste koncepcje, które stopniowo odbierają im resztki godności i możliwości wolnego oraz niezależnego myślenia.
„Chiny w dziesięciu słowach” to reportaż pokazujący w jaki sposób chiński nacjonalizm urósł do światowego problemu, z którym, przez powiązania biznesowe, świat nie potrafi sobie zbytnio poradzić. To reportaż, który tłumaczy kiedy i w którym dokładnie momencie pieniądz stał się nowym bogiem, a ludzkie relacje pękły jak niteczki. Reportaż, który nie boi się powiedzieć „zbłądziliśmy, błądzimy i całe życie będziemy błądzić”.
Jest to interesujący przewodnik, który w lekki sposób mówi o trudnych sprawach. O upadku moralnym społeczeństwa, niszczeniu ludu przez partię, o rodzącym się wśród ludu marazmie i kraju, w którym wszystko jest stworzone na pozór.
Plastyczny język oraz zwięzła i treściwa narracja sprawiają, że całość czyta się jednym tchem. Opisy urzekają swoim naturalnym językiem nakreślając obraz współczesnych Chin. Państwa, które skrywa mnóstwo sekretów oraz tajemnic, których wstydzi się pokazać światu.
Nie wyobrażam sobie by ktokolwiek kto jest zainteresowany kulturą Chin i poszukuje wartościowych przewodników nie zakupił tej pozycji do swojej kolekcji.
Brutalnie szczera.
Brutalnie dobra.